30 lipca 2013

My heart is just too dark to care I can't destroy what isn't there...

Louis Drake
lat 20
Student na wydziale sztuki


Maski... Każdy z nas je nosi, by ukryć własne cierpienie, ból. Tworzymy iluzje, aby być tym kim nie jesteśmy, by zaznać innego życia. Kroczymy po cienkiej granicy między prawdą, a fałszem. Dla siebie czy innych zapominamy siebie?
Dostałem się na miejscowy uniwersytet, na wydział sztuki i wciąż pamiętam swój pierwszy dzień na uczelni. Nie sądziłem, że mi się to uda, ze względu jaką osobą byłem. Często olewałem naukę i wdawałem się bezmyślnie w bójki. Uważałem to za świetny sposób na wyrzucenie z siebie negatywnej energii i wyładowania nagromadzonej frustracji. Nie powiem, że już mi całkiem przeszło, jednak staram się hamować i unikać sytuacji, które podwyższają mi ciśnienie. Zwłaszcza ludzi z dawnej szkoły, którzy niegdyś się ze mną mierzyli i wciąż nie szczędzą słów, gdy mnie widzą. Próbuję to ignorować, jednakże czy mogę mieć pretensje do siebie samego, skoro to ta banda kretynów sama prosi się o lanie? O dziwo miałem koleżankę. Jedną, ale zawsze to coś. Szalona gotka Annie, nieraz ratowała mi tyłek albo pozwalała przenocować na działce. Choć musiałem wysłuchiwać jej kazań i obelg z pełnym niezadowoleniem, to tak naprawdę bardzo mi tego brakowało, kiedy wyjechała. W dzieciństwie nie byłem agresywny, wręcz przeciwnie potulny jak baranek. Myślę, że to ciągłe kłótnie rodziców zaczęły na mnie tak oddziaływać, a całkowicie szalę przeciążyło, to, że ojciec popadł w alkoholizm. Broniłem matki przed jego wściekłymi atakami, sam obrywając. Mimo wszystko nie potrafiłem podnieść ręki na własnego rodzica, więc wyżywałem się na innych. Kiedy w końcu odszedł, poczułem jakbym obudził się z długiego koszmaru. Co prawda dalej znajdowałem byle pretekst by komuś przywalić, choć w głębi mnie zaczęło kiełkować poczucie winy i pewnego rodzaju wahanie. Matka patrzyła z zaciśniętymi ustami i nie komentowała tego co wyrabiałem, choć wiem, że sprawiałem jej przykrość i problemy. Ma rodzicielka znacznie szybciej wyszła z mroku niż ja, choć małymi kroczkami, również podążałem za nią. Postanowiłem rzucić szkołę i znaleźć pracę, jednak matka wyperswadowała mi ten pomysł z głowy, chcąc abym osiągnął coś w życiu..., abym robił to co chcę... I oto jestem.

***
 „Lęk nie może mnie dotknąć, Może mnie tylko kusić, Nie może zabrać, Tylko powiedzieć, dokąd iść... Mogę albo pójść za nim, albo zostać w łóżku. Mogę trzymać się świata, który znam. Zmarli nie żyją, nie wstaną z grobu. Cienie to ciemność. Mrok nie ma głosu"
***
Można by rzec, że Louis urodził się z ołówkiem w ręku i od tamtej chwili nigdy go nie wypuścił. Jego szkicowniki walają się niemal wszędzie. Pod łóżkiem, na podłodze, biurku... wszędzie. Ściany obklejone przeróżnymi rysunkami, zdjęciami, grafikami i plakatami tworzą jego oazę spokoju i bezpieczeństwa. Mimo przeróżnych plotek Louis tak naprawdę nigdy nie umawiał się z Annie. On nie był zainteresowany, a ona nie zawracała sobie nim głowy, nie tylko, dlatego że była zdania, że chłopak jest niedoszłym samobójcą, ale ze względu, że interesowali go wyłącznie mężczyźni. Louis boi się zobowiązań, dlatego też od zawsze był sam i nigdy też nie chwalił się swoją orientacją. Nie ukrywał tego przed matką, ale wolał zachować to dla siebie. Zdecydowanie nie lubi mówić o swojej przeszłości i z przyzwyczajenia odseparowuje się od ludzi, czasem ich nawet raniąc. Tłumi w sobie emocje, zaciskając zęby i prąc do przodu, pozwalając im wypłynąć na swoje prace. W rzeczywistości nie wie czego chce od życia, ale jego celem stało się wynagrodzenie wszystkich złych chwil, które jego matka musiała przeżyć. Wpływ gotki sprawił, że nieodłącznym elementem Louisa jest czarna kreska wokół oczu. Ma psa rasy Husky o imieniu Blackie, z którym jest niemal nierozłączny. Po lewej stronie nad biodrem z boku ciała ma podłużną blizną, którą zawdzięcza ojcu.  Lubi biblioteki i panujący w nich spokój oraz zapach książek, w których czasem szuka inspiracji.




________________________________
 Twarz - Alex Mckee
Z góry wybaczcie jeśli dramat będzie gonił dramat :3
cytat z "Gęstwiny Dusz" Ch. Rice'a 
Karta własnego autorstwa z innego bloga - zmodyfikowana ;]

12 komentarzy:

  1. [ Biblioteki i książki, to zdecydowanie miejsca gdzie można znaleźć Chrisa, także mogą się tam spotkać. Lawrence ma uczulenie na sierść zwierząt, więc tutaj to niekoniecznie, ale zawsze jakiś pomysł można byłoby w związku z tym sklecić. Ewentualnie zawsze jest możliwość jakiegoś spotkania w sklepie, na koncercie, czy przy okazji jakiegoś festynu, o.
    No i witam wśród autorów C:

    Ps. My się już kojarzymy, prawda? >D ]

    Chris L.

    OdpowiedzUsuń
  2. [*szepcze* Jak mi pomożesz coś wymyślić, to ja bym chciała wątek, ale jestem za głupia, żeby jakkolwiek naprowadzić ich na siebie...]

    ~ Billie Joe

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ten sklep to nie jest zły pomysł. Mam zacząć?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Ja zacznę, obiecuję. Tylko, że za jakieś +/- 10-12 godzin, bo w chwili obecnej padam na pyszczek i nic twórczego nie wymyślę w związku z tym festynem, a nie chcę jakiejś krótkiej kupy napisać :< ]

    Chris L.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze myślał, że miłość to tylko taki przesąd. Potem poznał Billie'go, zabiło mu szybciej serce, rozstali się i wtedy prawie pękło, a teraz był z nim zaręczony. Miał mnóstwo na głowie; organizacja uroczystości, wyjazdu z Anchorage, próbował już nawet wziąć jakiś urlop w pracy, ale póki co zajmował się obiecaną pomocą przy festynie. Biegał jak wiewiórka na sterydach z plikiem nieco już pomiętych kartek nadzorując pracę. Co jakiś czas podchodził do rozkładanych stanowisk i sceny zagadując pracujących ludzi, co niektórych wybijało z rytmu.
    Nerwy puściły mu w momencie gdy jeden z mężczyzn z grupy montażowej zareagował złością na jego grzeczne pytanie. W Chrisie się zagotowało, kartki pofrunęły nad jego głową, a on kopnął trawę przed sobą, idąc w stronę najbliższej ławki. Nieszczególnie obchodziło go to, co może pomyśleć sobie o nim chłopak, który jak do tej pory zerkał chyba co jakiś czas w tamtą stronę.
    Lawrence usiadł sobie obok niego i odchylił głowę do tyłu, co dało światu lepszy widok na jego liczne tatuaże. Przymyknął nieumalowane oczy(nie miał na to ostatnio czasu, wolał przytulać się pięć minut dłużej do Billie'go niż sterczeć przed lustrem, w końcu ostatecznie i tak straszył matki swoich dzieci i starsze panie; zdążył się przyzwyczaić) i westchnął bezgłośnie. Dzisiaj niewątpliwie wyglądał bardziej przyzwoicie niż zazwyczaj. Biała koszula z podwiniętymi rękawami(kilka guzików pod samą szyją rozpiął jeszcze w drodze tutaj, bo było mu piekielnie gorąco), czarne spodnie których jedynym dodatkiem był właściwie łańcuch przywieszony do dwóch szelek na pasek i glany. Glanów nie potrafił sobie odpuścić.
    - Boże, czemu dorosłe życie musi być takie trudne? - mruknął, z ulgą stwierdzając, że na ławkę pada cień drzewa, słońce nie próbuje wypalić mu oczu i nawet pojawił się łagodny wiaterek, ale ten chłopak to mu się niestety przypatruje, o czym przekonał się kiedy otworzył oczy.

    Chris L.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Zaczynałam chyba dwa dni, ale w końcu jest ^-^]

    Są dni w życiu Armstronga kiedy ledwo wstaje z łóżka i funkcjonuje. Musi pić wtedy kawę litrami i uważać gdzie idzie i co mówi, bo zazwyczaj nie jest tego świadom i potem kończy w jakimś zupełnie mu nieznanym miejscu, albo dostaje po ryju za to co powiedział. Dziś miał ten dzień, ale dostawa nowych gitar, sprawiła, że nagle stał się jakiś weselszy i żywszy.
    Billie, dziś wyjątkowo bez Chrisa, siedział na ladzie w sklepie starając się nastroić jedną z gitar które dostarczono dziś rano. Była idealna, przez co Armstrong stwierdził, że zostanie jego kolejnym maleństwem. Gibson, Les Paul Junior, cały z machoniu. Podstrunica z palisandru. W dodatku biały, a gryf w jego ulubionym typie z kopkami z macicy perłowej. Lepszej gitary chyba nie mógł sobie wymarzyć. Zamówił takich kilka, więc bez problemu mógł sobie zabrać jedną. Ale nastrojenie nowej gitary jest czynnością trudną. Musiał ją jeszcze tylko wypróbować.
    Zeskoczył z lady i podłączył gitarę do wzmacniacza, który stał obok. Ułożył palce w chwyt F-dur i szarpnął struny rozkoszując się idealnym dźwiękiem.
    Nie często miał okazję kupić sobie nową gitarę, a już szczególnie tak idealną dla niego, więc cieszył się każdą chwilą spędzoną z jego nowym maleństwem, bo przecież do sklepu często ktoś wchodzi i będzie musiał przerwać. Tak… utożsamiał gitary. Kochał je jakby były jego dziećmi.
    Ale jak każda przyjemność i ta musiała się skończyć, bo ktoś wszedł do sklepu. Dopóki do niego nie podchodzi mógł spokojnie grać, kij z tym że to ściąga uwagę.
    Zaczął grać jedną ze swoich piosenek i cicho śpiewać, bo jakoś nie przepadał za wydzieraniem się „When masturbation’s lost its fun” na cały sklep.

    ~ Billie

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli chodzi o Armstronga – preferował posiadanie płyt. Trochę ze względu na szacunek do wykonawcy i dawanie mu zarobić, trochę ze względu na tą satysfakcję kiedy się ją posiadało, ale też ze względy na to, że muzyka puszczona z wieży, brzmi o dużo lepiej niż ta z laptopa, kiedy w ogóle nie słychać basu i dźwięk jest, cóż… beznadziejny krótko i nie wulgarnie mówiąc. Miał całą ścianę w półkach zawalonych płytami. Niektórych nawet nie przesłuchał do końca, jednak większość była jego ulubionych zespołów. W dodatku ułożył je alfabetycznie – zespołami, a każdy zespół miał swoje płyty ułożone po kolei jak zostały wydane. Dzięki temu, jako tako łapał się w tej półce i potrafił wygrzebać z niej jego najulubieńszą płytę.
    Billie poczuł że ktoś go obserwuje, jednak dokończył piosenkę i dopiero się odwrócił. Zobaczył przed sobą dużo młodszego chłopaka, wyższego od niego (jak każdy), chociaż nie było widać jakiejś kolosalnej różnicy, jak chociażby między nim a Chrisem. No i miał eyeliner wokół oczu – teraz był pewien że się zrozumieją.
    - Dobry – powiedział i się uśmiechnął. – Pomóc w czymś?
    Nie czekając na odpowiedź wyłączył wzmacniacz i odstawił gitarę na jeden z wolnych stojaków obok lady, po czym przez nią przeskoczył żeby mieć dostęp do wszystkich danych zapisanych na dysku sklepowego laptopa i do magazynu.

    ~ Billie

    [Przepraszam za długość, mnie wena też najwyraźniej dziś opuściła...]

    OdpowiedzUsuń
  8. Billie nie ma problemów z gapieniem się, dopóki wie że nie jest ono wynikiem nietolerancji co do jego pomalowanych oczu, tatuaży, stylu bycia, czy ręki Chrisa na jego tyłku w miejscu publicznym. Takie spojrzenia sprawiały, że czuł się gorszy i zwyczajnie chował się wtedy w ramionach Chrisa, a kiedy nie było go obok, spieprzał jak najszybciej. Jest pewien siebie i nie chce tego stracić przez jakieś wścibskie patrzenie jakiejś staruszki w moherowym berecie. Nie lubił też, kiedy ktoś patrzył na jeden z jego tatuaży, dokładniej malutką gwiazdkę na nadgarstku. Taką samą ma jego stary przyjaciel, z którym nie ma już kontaktu, tak jak ze wszystkimi, których zostawił uciekając na Alaskę. Ten tatuaż miał dla niego znaczenie i strasznie nie lubił kiedy ktoś się na niego perfidnie gapił a potem jeszcze o niego pytał.
    Zmarszczył brwi, zastanawiając się. Jeśli chodzi o płyty mniej-więcej wie jakie są, ponieważ rozkłada je w sklepie i żadnych nie trzyma w magazynie, a z instrumentami bywa inaczej, przez co musi zaglądać do danych zapisanych na laptopie.
    - Powinny być – przeskoczył ponownie przez ladę i skierował się do regału z płytami nieopodal.
    Były ułożone alfabetycznie więc bez problemu znalazł „s” a potem „sl” i całą dyskografię Slipknota.
    - No są – wskazał dłonią na kilkadziesiąt egzemplarzy płyt, po czym spojrzał na chłopaka, który zdawał się skupić teraz całą uwagę na dyskografii.

    ~ Billie

    [Całkiem możliwe, chociaż nie miałam tego wcześniej z powodu wakacji.]

    OdpowiedzUsuń
  9. Billie akurat tylko w sklepie miał porządek. W mieszkaniu po podłodze walały się książki, płyty które ostatnio słuchał (potem trafiały znów na półkę – jedyne czyste miejsce w tym mieszkaniu). W szafkach w kuchni można było znaleźć nawet skarpetki, obok przeterminowanego ryżu, a pod łóżko lepiej nie zaglądać. Dziwne że jeszcze nie ma tam karaluchów (jakby były, zapewne spieprzyłby do mieszkania Chrisa i zwalił mu się na łeb, nigdy nie powracając do siebie). Kiedyś nawet znalazł noszone już bokserki w szafce pod zlewem (do której lubił włazić, kiedy pisał teksty).
    Spojrzał na płytę starając sobie przypomnieć jej cenę.
    - Ta jest chyba za 20 – wymamrotał mrużąc oczy. – No nic to trzeba już sprawdzić, jednak mam za mały mózg.
    Wrócił do lady i ponownie przez nią przeskoczył po czym sczytał kod kreskowy z płyty do systemu.
    - Tak dokładnie 20 – uśmiechnął się do chłopaka i nawet zapakował mu płytę w torebkę z logo sklepu, taki uprzejmy się zrobił!
    A to aż dziwne w jego przypadku. Chyba po prostu był tak poekscytowany tą gitarą. W końcu nowe maleństwo, to prawie jak narodziny dziecka, szczególnie dla takiego fanatyka jak Billie, który traktuje gitary lepiej niż niektórych ludzi (nie jego wina, że są wkurzający i się na nim wyżywają, tacy ludzie są o wiele gorsi od gitar).


    ~ Billie

    [Jezu, ale jestem beznadziejna z tą długością odpisów...]

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakby się bardziej wysilić i pozastanawiać chwilę to Armstrong pilnie potrzebował pomocy. W ostatnim czasie prawie w ogóle nie przebywał w sklepie, nie trzymał się godzin otwarcia i przez to nie zarabiał, a ostatnio wydał jeszcze fortunę na psa. Spędzanie czasu z Chrisem troszkę za bardzo go pochłonęło i sklep zaczynał być zaniedbywany. Poza tym jeszcze musiał wychodzić w środku godzin pracy, żeby nakarmić i wyprowadzić psa, a potem to zwierzę i tak siedziało tu z nim i ściągało ludzi, bo przecież było takie słodkie.
    - W zasadzie to myślałem o tym – przyznał. – Ostatnio nie mam czasu siedzieć tu ciągle, tak jak kiedyś, muszę częściej robić przerwy i wcześniej wychodzić, przydałby się ktoś na zastępstwo. Oh i proszę, nie pan, to sprawia, że czuję się staro. Billie Joe – wyciągnął rękę w jego stronę. – I nie William Joseph, po prostu Billie Joe – od zawsze tak się przedstawiał.
    Ludzie zazwyczaj sądzą, że nazywa się William Joseph i raz nawet dostał list z takimi danymi. Nie potrafią przyjąć do wiadomości, że naćpana mamuśka, w dodatku z Oklahomy może nadać damskie imię chłopcu. I to nawet dwa damskie imiona. Więc żeby zapobiec sytuacjom takim jak wymieniona powyżej, przedstawiał się od razu tłumacząc, że nie jest jakimś Williamem.

    ~ Billie

    [No troszkę... Ale nie narzekam.]

    OdpowiedzUsuń
  11. - A kiedy chcesz? – Billie był naprawdę wyluzowany i w sumie to nawet spóźnienia mu nie przeszkadzały. No chyba że zespół spóźniał się na koncert. Tylko takie spóźnienia go irytowały. Co jak co, ale zespoły ze zwykłej sympatii do swoich fanów powinny wywiązywać się ze swoich obowiązków, nie ważne jak bardzo „punkowi” próbują być.
    W zasadzie to Billie bez problemu zgodziłby na drugiego psa w sklepie (w końcu Mojo i tak tu przesiadywał połowę czasy pracy) i szkicowanie (o ile mógłby potem te szkice zobaczyć, bo zawsze uwielbiał oglądać rysunki innych i zazdrościć im talentu), jeśli Louis by tylko zapytał.
    - Myślę, że wyglądałoby to mniej więcej tak, że… hm… znasz się na gitarach, perkusji, czymkolwiek co gra? – no tak, trzeba zadać podstawowe pytanie, a jeżeli Louis nie zna się na instrumentach muzycznych dać wystarczające przeszkolenie i potem posiedzieć z nim kilka dni w sklepie żeby zobaczyć czy radzi sobie sam, ewentualnie pomóc.

    Billie

    OdpowiedzUsuń
  12. - Pewnie, nie ma problemu – Billiemu nie przeszkadzało robienie czegokolwiek w sklepie. W sumie był już świadkiem tego, jak Chris zrzucił z regału cztery gitary, po czym „zgrabnie” je przeskoczył i poszedł na zaplecze, bo okazało się, że to nie te których szukał. A on nawet się nie zdenerwował – odłożył gitary (które zapewne już nie zagrają) i wrócił za ladę obsłużyć jakiegoś klienta. Szkicowanie to przy tym nic.
    - Rozróżnianie basu od elektryka to już jakiś plus, niektórzy nie potrafią – mruknął przypominając sobie klienta, który przyszedł kupić bas, a do ręki wziął gitarę elektryczną i zaśmiał się pod nosem. – Wystarczy żebyś wiedział, kiedy ktoś będzie pytał o poszczególne bębny w perkusji. Logiczne że im droższy tym lepszy. Sam się w końcu połapiesz – zapewnił chłopaka z uśmiechem. – Na początek, przez kilka dni z tobą posiedzę, a potem chyba będę cię mógł tu zostawiać, prawda?

    [Przepraszam, że dopiero teraz. Udawałam, że mam życie towarzyskie (:]

    Billie

    OdpowiedzUsuń