Hunter Larsen
13/08/87,Windsor.miał być pianistą, ale to nie na jego nerwy
został więc policjantem i sieje grozę w wydziale zabójstw
mieszka u brata po tym jak żona wyrzuciła go za drzwi
wręczając przy okazji papiery rozwodowe
narwaniec jakich mało.
krew czerwona wypełnia mi krtań | wśród ołtarzy niewysłuchanych zdań | nie ważne są systemy, nie liczą się też rządy | umieram na stojąco, niech oni giną w biegu | trafisz anioła pomiędzy oczy, a para skrzydeł mu wyskoczy | kto kradł owoce w ogrodach? | ja Tiebia liubliu kiedy pijesz ze mną tu | nie spotkamy się w piekle, nie spotkamy się w niebie | w naszym mieście nie ma żadnych granic, w naszym mieście marność mamy za nic | ta porąbana noc i porąbane sny | szczekaj, walcz rezerwowy psie, pysk się pieni jeży sierść | kto ciebie tam postawił pod ścianą, kto do muru przyparł z rękami w górze? | miewam nieczyste intencje, łamię własne zasady | jakbym istniał tylko ja, a światem rządził szatan | ciągle śmieje się, często krzyczy 'nie!' | najważniejszy jest wybuch | amerykańska, mechaniczna, słynna strzelnica elektryczna | kurwy, wino i pianino
13/08/87,Windsor.miał być pianistą, ale to nie na jego nerwy
został więc policjantem i sieje grozę w wydziale zabójstw
mieszka u brata po tym jak żona wyrzuciła go za drzwi
wręczając przy okazji papiery rozwodowe
narwaniec jakich mało.
krew czerwona wypełnia mi krtań | wśród ołtarzy niewysłuchanych zdań | nie ważne są systemy, nie liczą się też rządy | umieram na stojąco, niech oni giną w biegu | trafisz anioła pomiędzy oczy, a para skrzydeł mu wyskoczy | kto kradł owoce w ogrodach? | ja Tiebia liubliu kiedy pijesz ze mną tu | nie spotkamy się w piekle, nie spotkamy się w niebie | w naszym mieście nie ma żadnych granic, w naszym mieście marność mamy za nic | ta porąbana noc i porąbane sny | szczekaj, walcz rezerwowy psie, pysk się pieni jeży sierść | kto ciebie tam postawił pod ścianą, kto do muru przyparł z rękami w górze? | miewam nieczyste intencje, łamię własne zasady | jakbym istniał tylko ja, a światem rządził szatan | ciągle śmieje się, często krzyczy 'nie!' | najważniejszy jest wybuch | amerykańska, mechaniczna, słynna strzelnica elektryczna | kurwy, wino i pianino
Hunter
urodził się w Windsorze, choć swojego dzieciństwa nie wspomina
najlepiej. Nie, nikt go nie bił, matka nie latała za nim z miotłą,
a ojciec nie wieszał go za fraki pod sufitem. On po prostu nie
przepadał za swoimi 'dziecięcymi' latami i robi wszystko, by ludzie
naokoło też nie lubili go jako dzieciaka. Hunter był zawsze z
tych, którzy wszędzie pchali się na pierwszy plan. Jak
ktoś rzucał hasło 'piłka', to już po trzydziestu sekundach stał
na jednym z windsorskich podwórek i ze zniecierpliwieniem przebierał
nogami. Nie w głowie mu była gra na fortepianie, który wymarzył
sobie dla najstarszego synka senior rodu. Owszem, ćwiczył bo musiał
i podobno całkiem dobrze mu to szło, ale na same dźwięki
jakichkolwiek instrumentów, dostawał białej gorączki. Działo się
to całkiem często, bo w domu Larsenów każde dziecko na czymś
grało i bynajmniej nie było to przysłowiowe granie na
nerwach. Kiedy wszyscy myśleli już, że za namową ojca,
pójdzie na Akademię Muzyczną, on dzień przed egzaminem dyplomowym
w Szkole Muzycznej, wybrał z niej papiery. Ot tak po prostu, dla
zabawy. Dostał wtedy jeden jedyny raz od ojca po pysku, wciąż to
pamięta i wciąż ma mu to za złe.
Na
studia wybrał Prawo, nie dlatego że marzyła mu się kariera
adwokata albo prokuratora, Hunter chciał iść do Policji, ale nie
miał najmniejszej ochoty by ktokolwiek zablokował mu awans gdzieś
na drodze kariery. Przemęczył się więc wśród książek,
kodeksów i nikomu nie potrzebnych historyjek. W międzyczasie zrobił
dwie bardzo ważne rzeczy: pożegnał brata, z którym do tej pory
wiecznie się kłóci, a który postanowił wyjechać do Anchorage i
poznał przyszłą swoją żonę - Irene - prześliczną studentkę
pierwszego roku biologii. Sprawy rozwinęły się bardzo szybko i
Hunter już na trzecim roku studiów wsuwał jej obrączkę na palec,
obiecując przy tym, że już zawsze będą razem.
Okazywanie
wszelkich uczuć nigdy nie szło mu najlepiej, co nie zmienia faktu,
że dla Irene chciał dosłownie ściągać gwiazdki z nieba. Nic
dziwnego, że zgodził się na propozycję ukochanej małżonki,
której po studiach zamarzył się wyjazd do Anchorage. Był wtedy na etapie
pracy w patrolu prewencyjnym Policji i było mu bez
różnicy, czy będzie szlajał się po windsorskich czy po obcych
ulicach. Irene była szczęśliwa, jemu było wszystko jedno, a matka
płakała, że kolejne dziecko znika w czeluściach 'obcych' uliczek. I wszyscy byli zadowoleni.
Hunter
został przeniesiony w ramach umowy międzynarodowej i podjął pracę
w strukturze bezpieczeństwa narodowego, po dwóch latach dostał
upragniony awans i na dobre zadomowił się policji kryminalnej. Zdążył też zostać ojcem najwspanialszego dziecka pod słońca - Jamesa.
Hunter
nie jest grzecznym chłopcem, więc większość dziwi się, że w
ogóle przeszedł teksty psychologiczne. Pewnie gdyby cokolwiek go
obchodziło, mógłby przejąć się takimi komentarzami, ale że
zazwyczaj ma wszystko w dupie, to mruczy tylko pod nosem, że za
przyjęcie do policji sprzedał swoją duszę diabłu. Jakby mógł,
to hajtnął by się z pracą, którą kocha zdecydowanie bardziej
niż swoją żonę. A przynajmniej tak mu się wydaje, albo
inaczej... Zaczęło mu się tak wydawać, po tym jak małżonka
postanowiła od niego odejść. Cios prosto w serce, a raczej w jego
męską dumę. Wyniósł się do brata, śpi na kanapie i wciąż nie
podpisał papierów rozwodowych. A gdy jest wściekły (co ostatnio
zdarza mu się coraz częściej) męczy domowników trzecią
częścią Sonaty
Księżycowej Beethovena.
Zawsze tym samym. Hunter
nie lubi uroczej słodyczy, różowych kokardek, blondwłosych
księżniczek, kremowych kremów, żółtych pisklaczków i małych
uroczych kaczuszek. Jako ten zły-glina, musiał wyrobić w sobie
swoisty dystans do ludzi, tylko po to żeby od razu ich nie
pozabijać. Jak na niezbyt dobrą duszyczkę przystało, Hunter
kłamie zawodowo bez najmniejszego mrugnięcia okiem. Dodatkowo
wprost uwielbia gdy ktoś ma wobec niego dług wdzięczności,
obojętnie jaki. Po spłatę takich długów należy upominać się w
najmniej odpowiednim momencie, a trzeba przyznać, że Hunter jest
wręcz mistrzem nieodpowiednich momentów. Ponad wszystko wielbi u
ludzi inteligencję, bo debili ma ochotę rozstrzelać z drewnianej
procy. Ostatnio zastanawia się cz wciąż lubi swoją pracę czy po
prostu lubi drzeć się na tych wszystkich podejrzanych, których
przesłuchuje godzinami w słabo oświetlonych pomieszczeniach.
Pracuje w wiecznym stresie, stres przynosi do domu, na strzelnicę i
do barów, w których przesiaduje ochoczo zamawiając kolejne
kieliszki wódki. Szef się o niego martwi, więc wysłał go
na tournée po szkołach, gdzie
ma opowiadać o pracy policjanta. Hunter nie wie jakim cudem miałoby
mu to pomóc w zminimalizowaniu złości, ale jak na dobrego
pracownika, grzecznie wykonuje polecenia swojego przełożonego.
Odkurzacz jest dla niego urządzeniem niczym z i innej planety.
Pralka obraziła się na niego po tym, jak kopnięciem próbował
namówić ją do współpracy, za to mikrofalówka kocha go nad
życie. Hunter potrafi gotować, ale mu się nie chce, więc z ochotą
korzysta z wszelkich barów i restauracji. Jest wdzięczny bratu, za
to że przyjął go od swój dach, ale ma problemy z okazywaniem
wdzięczności, więc drą na siebie ryje średnio osiem razy
dziennie. Mimo wszystko, zabije każdego kto choćby pomyślał o
wyrządzeniu krzywdy jego bratu lub jego prześlicznym córkom. Wbrew
pozorom nie jest taki zły, chętnie wyskoczy na karaoke, zjedzie po
schodach na wyrwanych wcześniej drzwiach i wyjedzie spontanicznie
gdzieś nad morze albo w góry. I panicznie boi się dentysty, co
kompletnie rozmija się z jego wizerunkiem złego gliny.
---
Karta była również na innym blogu, ale jest w stu procentach moja :)

Witam na blogu i życzę dobrej zabawy :)
OdpowiedzUsuń[Ha, a ja witam serdecznie (bo to po pierwsze - ach te konwenanse) i wyrażam chęć poprowadzenia wątku, tylko mój mózg domaga się pomocy przy ewentualnym wymyśleniu jakieś konstruktywnej fabuły...]
OdpowiedzUsuńCzy mogę przejąć postać żony Huntera, Irene?
OdpowiedzUsuńProszę pisać na maila moje.imie.to.nie.lena@gmail.com
Usuń[ Ja to bardzo chętnie reflektuję na wątek, tylko mi z lekka brak pomysłu na to, skąd mogliby się znać tudzież w jakich okolicznościach spotkać. Chris i morderstwo to nie idzie raczej w parze, bo on muchy zabić nie umie (nie ma to jak ganiać po domu z gazetą i przeganiać robala z żyrandolu na lampę, z lampy na kalendarz i tak w kółko), a co dopiero człowieka.
OdpowiedzUsuńJak wpadnie ci coś do głowy, to nie wahaj się pisać. Może razem uda nam się coś wymyślić. ]
Chris L.
Kate Davies
OdpowiedzUsuń[A przyznam, że mi ten pomysł też przez sekundę w głowie zamigotał, bo się taki najbardziej realny wydaje. :)
I oczywiście biorę na siebie przyjemność wynikającą z rozpoczęcia wątku, jeśli tylko powiesz mi jeszcze, czy wolisz wplątanie się w jakieś spokojniejsze śledztwo, czy może od razu z grubszej rury? Bo powiem szczerze, że w tym temacie mogę się całkowicie dostosować, więc otwarcie czekam, o]
[ Świetna postać! Chcę wątku oczywiście. (: Są chęci? ]
OdpowiedzUsuńKATE DAVIES
OdpowiedzUsuńByło kilka takich rzeczy, których z obowiązku żałowała.
Ilekroć tylko spoglądała na twarz ojca, który z coraz to mniejszą cierpliwością odbierał ją z komisariatu, modląc się o to, by nikt nie wystosował w kierunku jego starszej córki jakiegokolwiek oskarżenia o włamanie, zniesławienie, czy też naruszenie nietykalności cielesnej, przez ułamek sekundy czuła coś w rodzaju potencjalnych wyrzutów sumienia. Przynajmniej do czasu osiągnięcia pełnoletności. Później sprawy przybrały całkowicie inny obrót, a dla panny Davies liczyło się tylko to, by dowiedzieć się tego, co w danym momencie zaprzątało jej umysł.
I naprawdę nie miało znaczenia to, jakich sposobów musiała się imać, by osiągnąć odgórnie postawiony cel.
W miasteczku nie było nikogo, kto w jakimś stopniu nie zdawałby sobie sprawy z chorobliwej ciekawości, jaką niewątpliwie cechowała się Kate.
Tak było i tym razem.
Gdzieś pomiędzy przechodzeniem przez małe okienko w miejskim komisariacie, a zamknięciem się w pokoju wypełnionym zachęcająco wyglądającymi szafkami i kartonami z teczkami, zastanawiała się, czy tym razem nie spędzi za kratkami więcej niż dwudziestu czterech godzin, ale szybko odgoniła tę myśl na sam skraj jej podświadomości i wątpliwego systemu wartości.
Anchorage zawsze przywodziło na myśl spokojną ostoję dla kogoś, kto pragnie w ciszy odpocząć od zgiełku miast wzorujących się na Nowym Jorku, ale nawet tutaj miały miejsca zdarzenia, które osobom pokroju Kate spędzały sen z powiek.
Wiedziała, że od pewnego czasu miejscowa policja i biuro detektywistyczne prowadzi sprawę tajemniczej śmierci jednego z okolicznych mieszkańców, który od dwóch lat bardzo dokładnie dbał o to, by ich zamknięta społeczność widziała o nim jak najmniej.
Jednak nie istniało coś, co można schować na dnie szafy bez obawy, że nigdy nie ujrzy światła dziennego, prawda?
A taka pokusa była nie do odrzucenia. Nie potrafiłaby zrezygnować z niej na rzecz serialu w telewizji, czy nocy spędzonej nad książką. Chociaż było to zajęcie, które również lubiła.
Zabawne, że właśnie z takimi myślami biła się w momencie, w którym z niesłabnącym zainteresowaniem otwierała kolejne szuflady, by zaciekle wertować strony akt, które nigdy nie powinny znaleźć się w jej rozdygotanych teraz dłoniach.
- Gdzie jesteś? - szepnęła sama do siebie, oświetlając kartki małą latarką - przecież musisz tu gdzieś być...
Nie, nie miała bladego pojęcia czego szuka i co zrobi, jeśli ktoś ją teraz przyłapie.
Ale czy nie na tym polegała cała zabawa?
Igranie z losem to jedno z jej ulubionych zajęć, nawet jeśli przyjdzie jej kiedyś za to słono zapłacić.
Irene sama nie mogła zrozumieć dlaczego tego dnia nie tryskała entuzjazmem. W końcu miała przecież załatwić znaczną część formalności związanych z rozwodem, nareszcie miała być krok bliżej do rozwodu, do nowego życia, w którym nie byłaby już uwiązana do męża-pracoholika. Od dłuższego czasu wyczekiwała tego dnia, ale teraz… Kompletnie nie potrafiła cieszyć się z tego, że jedzie do prawnika. Dziwne, czuła się tak, jakby popełniała jakiś błąd. A przecież nie było mowy o żadnej pomyłce, racja? Hunter nie był dobrym mężem, tak jak i ona nie była dobrą żoną. Jedyne co im się udało to wspaniały James, którego oboje kochali ponad życie, lecz poza nim… Nie potrafili się nawet dogadać. Owszem, ostatnio ich kontakty uległy poprawie, jednak to nie miało trwać wiecznie, prawda? Nie byli dla siebie stworzeni albo przynajmniej to próbowała sobie wmówić, żeby nie wycofać się z całej tej sytuacji. Była dorosła i nie mogła ot tak zmieniać zdania, zwłaszcza, gdy chodziło o coś tak poważnego jak rozwód.
OdpowiedzUsuń- Przecież wiem – powiedziała, spoglądając na bruneta z wyrzutem. – Nie musisz być uszczypliwy – dodała jeszcze, krzyżując ręce na piersi. Co się stało z sojuszem, jaki zawarli jeszcze podczas wizyty jego rodziców? Nie wiadomo, Hunterowi najprawdopodobniej zgoda się znudziła.
Irene
[ Może wątek z początkiem w galerii, gdzie ktoś się włamał i Ariel musiała wezwać policję? A potem znajomość nad kieliszkiem? (: ]
OdpowiedzUsuń- A twój komentarz jest tak potrzebny, że nie przeżyłabym gdybyś się nie odezwał – zironizowała, po czym westchnęła ciężko.
OdpowiedzUsuńPoprawiła się na krześle, a następnie przeczesała palcami swoje jasne włosy i wbiła spojrzenie w swoje paznokcie. Naprawdę nie chciała kłócić się z Hunterem, przynajmniej nie dziś, nie teraz. Na awantury mieli już wystarczająco dużo czasu w przeszłości, nie było sensu teraz do tego wszystkiego wracać, to było po prostu nudne. Poza tym jak to o nich świadczyło? Dorośli ludzie kłócący się przy prawniku? Żałosne. Po krótkiej chwili na szczęście nieprzyjemna cisza została przerwana czyimś wejściem do pomieszczenia. Irene podniosła się z krzesła, by wymienić ze swoim adwokatem uścisk dłoni i oboje usiedli naprzeciwko Huntera i jego prawnika.
- Przepraszam za spóźnienie, proces nieco się przeciągnął – powiedział wysoki mężczyzna w ciemnym garniturze. – Możemy zaczynać? – zapytał, na co Irene pokiwała głową. Przeniósł wzrok na Huntera. – Panie Larsen?
Irene