7 lipca 1979 | Port-au-Prince - NYC - Anchorage | pani komisarz
little girl just keep on waiting for that man to give you a life, you keep on hoping that this prince can save you, keep on dreaming his scandalous life ◉ miłość nietrwała jest, jak mawiał jeden z tych, co skradł twe ciało, wtedy gdy byłaś jeszcze małą dziewczynką z zapałkami gotową oddać się za Chanel 5 czy coś z tych rzeczy ◉ jeśli ty odfruniesz, serce jej przestanie bić ◉ w klatce nie jest ci najgorzej, źle jest wtedy, kiedy nie chce się już żyć ◉ więc przyczołgam się może do twych stóp, jeśli chcesz, sławiąc wyciem twe piękno jak goniący się pies, wdrapię ci się do serca, w prześcieradłach wytarzam ◉ przestań patrzyć, jak patrzy się w ścianę, rusz się, śmiej się lub płacz - wszystko jedno
C h a n t a l e T a y l o r
Dziewczynki z dobrych haitańskich domów nie marzą o karierze, której głównym punktem byłoby pokazywanie cycków i nazywanie tego modelingiem. Nie wyjeżdżają z rodzinnych miast w wieku szesnastu lat, do tego z planem podbicia nowojorskich wybiegów. Nie szukają sobie bogatych trzydziestoletnich facetów, którzy są im w stanie załatwić nie tylko wejście do najmodniejszych klubów tylnymi drzwiami. Nie zachłystują się cudownym światem dużych pieniędzy, całkiem niepostrzeżenie zmieniając się w szmaty. Nie przestają jeść, bo ktoś z agencji powiedział, że muszą popracować nad sylwetką, żeby wbić się w kiecki od topowych projektantów. Nie wierzą w obietnice gruszek na wierzbie i okładek Vogue'a w wieku osiemnastu lat. Nie kończą kariery modelki półrocznym pobytem w szpitalu. Nie kończą liceum po terminie, żeby móc choćby marzyć o realizacji dawnych planów pracy w policji. Nie wyjeżdżają z dnia na dzień, po odebraniu papierków ze szkoły policyjnej, na Alaskę, bo tam łatwiej o przydział, nawet dla wariatek. Nie zakochują się w najgorszym potencjalnym kandydacie do zakochania. Nie stają się zazdrosnymi specjalistkami od robienia scen. Nie zmieniają się później w idiotki, które niszczą w swoim życiu wszystko, chociaż mogłyby chociaż raz odpuścić. Nie mają problemów ze zrozumieniem, że niektóre relacje są po prostu bezsensowne i należy je zakończyć tak szybko, jak to tylko możliwe, żeby obie strony mogły wylizać rany i żyć dalej. Nie wychodzą za mąż, kiedy zdają sobie sprawę z tego, że ich miłość jest obsesją. Nie stają się powoli agresywnymi furiatkami, które na zdradę nie odpowiadają pozwem rozwodowym, ale za to grożą mężowi śmiercią i wymachują mu nożem przed twarzą. Nie pracują w wydziale kryminalnym. Nie obawiają się, że kiedyś w końcu zrobić użytek z broni służbowej i będą się musiały zastanawiać, co zrobić ze zwłokami własnego męża. Nie czują, że tylko chory związek trzyma je przy życiu.
Dziewczynki z dobrych haitańskich domów tego nie robią, a wyjątki potwierdzają regułę.
Chantale jak każda nadmiernie zaangażowana i naiwna baba ma skłonność do nadinterpretacji, dopowiadania i robienia tragedii z drobiazgów. Problem z nią polega na tym, że oprócz naiwności może się pochwalić byciem naprawdę twardą kobietą, która ma trudności z kontrolowaniem swojej siły, a co z tego wszystkiego wynika - naprawdę ma powody, żeby się martwić, że kiedyś przypadkiem zabije swojego małżonka. Jest czasem takim bardzo wściekłym i bardzo krwiożerczym zwierzęciem, które na obronne ciosy nie reaguje ucieczką, nieważne jak mocne by nie były. Dopóki nie zaangażuje się w relację, nie jest zaborcza i nie reaguje agresywnie na wszelkie, nawet najdrobniejsze, oznaki prób zabrania jej tego, do kogo przywiązała się na tyle mocno, żeby nie móc funkcjonować w oderwaniu od tego konkretnego człowieka. Na co dzień ma do dyspozycji kiepskie poczucie humoru, wysoki iloraz inteligencji, umiejętność sprawnego podejmowania decyzji i wytrwałość. Potrafi spełniać oczekiwania, stawianie wymagań idzie jej zdecydowanie gorzej. Jest bardzo twardą i bardzo krzykliwą dziewczynką, która z umiłowaniem kopie się z koniem, ale nie przybywa jej od tego rozumu. Nie od dziś czeka na cud i nie straciła jeszcze wiary w to, że ten kiedykolwiek nastąpi. Myśl, że z tym przekonaniem umrze, sprawia jej niewytłumaczalną przyjemność. Jest durna i autodestrukcyjna. I durna.
[Cześć, może jakiś wątek? :) Nasze postacie dosyć się różnią, chociaż mają jedną wspólną cechę. Mianowicie "naiwność" może być ciekawie :d]
OdpowiedzUsuńLysandra
Nigdy nie spodziewał się, że gdy dostanie informację o tym, że jego małżonka znalazła się w szpitalu, rzuci wszystko, wsiądzie w taksówkę i pojedzie na miejsce. Nigdy się też nie spodziewał, że usłyszy od lekarza, że ma zakaz wstępy na oddział, tylko dlatego, że jego Chantale nie życzy sobie jego towarzystwa. Przez chwilę nie bardzo ogarniał o co właściwie chodzi, ale gdy okazało się że to wszystko nie są jakieś głupie żarty, całkiem po prostu rzucił lekarzem o ścianę. Tego też się nie spodziewał, więc był prawdopodobnie tak samo zaskoczony jak sam lekarz, który zbierał się z podłogi dokładnie w momencie, w którym Greg był wyprowadzany ze szpitala przez dwóch rosłych ochroniarzy. Siedząc na krawężniku przed szpitalem wyciągnął telefon i prze dobre 20 minut próbował się dodzwonić do swojej zony, która najwyraźniej bardzo nie chciała z nim rozmawiać.
OdpowiedzUsuń- Możesz mi powiedzieć, co to kurwa ma być?! - wyrzucił z siebie wreszcie, gdy kobieta 'łaskawie' podniosła słuchawkę.
- Słucham..? - rozejrzał się wokół siebie, jakby co najmniej zaraz miał ktoś wyskoczyć zza krzaków i krzyknąć: Mamy Cie! Nic takiego się nie zdarzyło, więc ponownie wbił wzrok w samochód stojący przed sobą, po czym wziął kilka wdechów. Usiłował przypomnieć sobie czy przypadkiem nie mają dzisiaj jakiejś rocznicy czy czegoś podobnego, co mogłoby stawiać go w tak złym świetle.
OdpowiedzUsuń- Powiedz mi o co ci chodzi, co? Jesteś w szpitalu, chce do ciebie przyjść a jakiś pierdolony doktorek wyrzuca mnie z oddziału, wyjaśnisz mi o co w tym wszystkim chodzi?! - Greg był zdenerwowany i chyba nie chodziło o to, że nie wpuszczono go na oddział. Greg był zdenerwowany bo się martwił a to była nowość.
- SŁUCHAM?! Jak to nie chcesz mnie widzieć? Leżysz w szpitalu, a mnie wyrzucają z twojego oddziału, bo nie chcesz ze mną rozmawiać?! - przez chwilę rozglądał się wokół siebie czekając aż zza krzaka wyskoczy ekipa programu 'Mamy cię'. Nic takiego się nie stało, więc ponownie wbił wzrok w samochód stojący kilka metrów dalej i wziął głęboki oddech starając się opanować. Nie był zły na nią, nie był nawet zły na tego biednego lekarza, któremu chyba przypadkiem zrobił krzywdę. Był zły na sytuację, był zły bo się martwił a takie rzeczy nie zdarzały się często. Takie rzeczy w zasadzie nie zdarzały się nigdy.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę chciał zaprotestować. Powiedzieć, że to wszystko nieprawda, że coś sobie wymyśliła, ze zawsze miał dla niej czas i to przecież jej wina, że tak niewiele chwil ze sobą spędzają. Ale gdy tylko otworzył usta, głos ugrzęzł mu w gardle i nie zdołał wyrzucić z siebie niczego. Miała racje, absolutną rację. We wszystkim. Wiecznie miał milion tysięcy wymówek, wiecznie kazał radzić jej sobie samej, nawet po tym jak stracili dziecko. Początkowo sądził, ze tak mu po prostu wygodniej, że łatwiej o tym nie myśleć, żeby tego nie przeżywać, że tak mu było na rękę, co wcale nie było prawdą. Spuścił wzrok i przez dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć.
OdpowiedzUsuń- Ja... - mruknął o wiele ciszej niż jeszcze chwilę temu - Przepraszam...
- Nie, nie.. - zaprzeczył szybko - Nie mówię, że masz mi wybaczyć, ja cie po prostu przepraszam. - przyznał szczerze, choć nigdy nie spodziewał się, ze powie coś takiego do kogokolwiek. Nawet do niej. Greg nie należał do osób, które przepraszały a jeśli już robił gesty w tym stylu, to zawsze wymagał bezwzględnego wybaczenia "bo tak trzeba i już". Teraz było inaczej, teraz wiedział, ze nawalił po całej linii. Teraz nie chciał wybaczenia, chciał żeby lekarz wpuścił go na oddział tylko po to, żeby mógł sie przekonać, że nic jej się nie stało, a przynajmniej nic poważnego.
OdpowiedzUsuń- Dobrze. - powiedział krótko, choć w środku aż się gotował. Chciał jej powiedzieć, że musi z nim zostać, że bez niej zwariuje, ze zabije się na pierwszym zakręcie, że skoczy z ostatniego piętra najwyższego wieżowca, że łyknie prochy albo po prostu strzeli sobie w łeb. Zamiast tego spokojnie przyznał jej rację i zgodził się na wszystkie warunki, które postawiła, choć z żadnym z nich się nie zgadzał. - Wyniosę się z domu, zanim wrócisz ze szpitala. - odparł równie spokojnie - Klucze zostawię w skrzynce na listy. - dodał
OdpowiedzUsuń- Niech będzie, przyjadę w takim razie jutro koło wieczora... Pod warunkiem, że wpuszczą mnie na oddział... Mogłem... - zastanowił sie chwilę po czym nerwowo przejechał dłonią po włosach - Mogłem przypadkiem rzucić lekarzem o ścianę - mruknął poprawiając mankiet białej koszuli. Greg nie podejrzewał się o taką siłę, zwłaszcza że lekarz był mniej więcej trzy razy większy od niego. Pewnie w młodości był jakimś zapaśnikiem, albo czymś równie dziwnym. W normalnych warunkach, Greg zapewne dostałby w pysk, ale że lekarz był dość mocno zaskoczony całą sytuacją, to wszystko uszło mu na sucho. Tak jak zazwyczaj to bywało.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę trzymał telefon przy uchu, jakby miał wciąż nadzieje na to, że jednak się odezwie. Kiedy zorientował się, że Chantale postanowiła jednak faktycznie odłożyć słuchawkę, z całej siły rzucił swoim telefonem o ulicę. Dopiero teraz dał upust swoim emocjom, w efekcie czego nowiutki iPhone leżał w kawałkach kilka metrów od niego. Podszedł do szczątków ulubionego telefonu, wyciągnął spomiędzy nich kartę pamięci i włożył ręce do kieszeni wpatrując się przez dłuższą chwilę w budynek szpitalu. Chantale nie żartowała, to był definitywny koniec ich małżeństwa.
OdpowiedzUsuńTym razem nie było trudno dostać się do szpitala. Minął się na korytarzu z lekarzem, którego rzucił o ścianę i tylko lekko skinął głową. Mężczyzna obdarzył go wściekłym spojrzeniem i rozmasował tył głowy, jakby dając mu jasno do zrozumienia, ze wciąż boli go to co Greg zrobił jeszcze kilkanaście godzin temu. Do Chantale szedł pełen obaw, z pewnością kobieta spodziewała się, że grzecznie przyzna jej racje, zupełnie jak przez telefon. Było jednak inaczej, bo Greg spędził ostatnią noc na głębokich przemyśleniach i stwierdził, że nie może tak całkiem po prostu dać jej odejść.
OdpowiedzUsuń- Cześć... - wszedł do sali z wielkim pluszowym misiem w rękach - Nie wiedziałem czy do szpitala można wchodzić z kwiatami.. - przyznał.